Waga „ręcznej roboty”
Jak już nadmieniliśmy, rosnąca pozycja maszyn oraz ogólna tendencja do modernizowania zakładów przemysłowych osłabiły pozycję niektórych pracowników – szczególnie tych niżej wykwalifikowanych, którzy raptem nie mogli liczyć na tak szeroki jak wcześniej zakres obowiązków. Odbijało się to na ich wynagrodzeniu oraz statusie społecznym.
Równocześnie rosło zapotrzebowanie na specjalistów, którzy mieli fach w ręku i byli w stanie robić to, z czym żadna maszyna nie mogła sobie wówczas poradzić. Zadania wymagające precyzji i umiejętności manualnych wciąż powierzano ludziom, a nie maszynom.
Opłacało się zatem kształcić – zarówno w placówkach oświatowych, jak i w ramach terminowania pod okiem bardziej doświadczonych fachowców. Ludzie z udokumentowanymi kompetencjami także dziś są cenieni.
Tak jak wtedy tak i dziś coraz więcej pracodawców zwraca uwagę nie tyle na formalne wykształcenie (choć ono zaszkodzić nie może), ale na to, co dana osoba potrafi robić. Jeśli przy tym jest w stanie zrobić dobry użytek z maszyn przemysłowych – tym lepiej.